niedziela, 14 listopada 2010

ściany i ludzie

W niedziele odpoczywam, zbieram siły na tydzień i kondensuję umiejętności. W poniedziałki prasuję i sprzątam. Od wtorku do piątku jakoś żyję między zajęciami a czasem "dla siebie", który jest raczej czasem "przeciwko sobie", bo kiedy jest go choć trochę, można wreszcie p o m y ś l e ć, a to niczego nie ułatwia.
W międzyczasie tych dni spotykam ludzi. Czasem wolałabym raczej nigdy ich nie spotkać, ale bywają i tacy, za których dziękuję Bogu po stokroć.
W międzyczasie mieszkam w moim Krakowie, zawieszona między rynkiem a kazimierzem, zawieszona między ukochaną muzyką, a najukochańszą ciszą. Między całym korowodem bliższych i dalszych Ludzi, a czterema ścianami. Między momentami szczerego śmiechu, a nocami najszczerszego płaczu, tego wcale nie kojącego, wręcz przeciwnie, tego wypalającego wszystko. Coraz częściej bliższe mi te drugie możliwości. Chociaż nikt mnie nie pyta o zdanie.

Nie ma na świecie kobiety, której nie ujął by podarunek stu trzydziestu róż. Nie ma. A nawet jeśli jest, ja nie chciałabym jej poznać.


Strasznie tu pusto. S t r a s z n i e tu pusto.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz