sobota, 30 października 2010

dziś może być nawet banalnie, wzniośle, jakkolwiek. i tak nie będzie bolało mniej.


Ciepła, bliskości, zrozumienia, utwierdzenia.
Otuchy, uśmiechu, zapomnienia, wyciszenia.
Kubka parującej herbaty, znad których dwoje zielonych oczu Kobiety Mojego Życia mówi- rozumiem. (Bo nikt tak pięknie nie milczy, jak ona.)
Siedzenia na łące, uczucia pewności, beztroski i pogodnej nadziei na to, co przyniesie jutro.
Trochę satysfakcji, trochę dowartościowania.
Trzech, powiedzmy, dni wolnego, najlepiej od życia.
Jakiejś nowej rwącej rzeki.

Tego właśnie teraz potrzebuję.


Bo ostatnio nie cieszy nawet to, co zawsze owszem, tak. Na przykład- spotkanie z Drogimi Paniami. Na przykład- powrót w ukochane miejsca. Na przykład- zapach dymu z kominów. Na przykład- małe sukcesy, okupione ciężką pracą.

Bo nic chyba nie może być drogie, kiedy wiesz, że ranisz Miłość.


piątek, 29 października 2010

nie mogę


Nie mogę znieść myśli, że sprawiam ból.
Nie mogę znieść myśli, że to co się dzieje, dzieje się naprawdę.
Wreszcie- nie mogę znieść myśli, że nie mam na to wszystko wpływu.

Oprócz tego ta niewiara w siebie, obawa, czy to co robię ma sens, łzy w kąciku oka.
To się chyba nazywa kryzys.