sobota, 5 czerwca 2010

a better woman to myself


It's not so easy
lovin' me
it gets so complicated
all the things you gotta be
.
.
.


don't ask me why I'm cryin'


save me
from myself

piątek, 4 czerwca 2010

policz od dziesięciu, i tak nic się nie zmieni


Bardzo lubię węch. Za tę ludzką umiejętność zapamiętywania ważnych zapachów, dobrych zapachów. Bo zapachy są różne.
Zapach wiosny w Rabce. Bo to nie jest zwyczajny zapach wiosny, ta szczególna mieszanka deszczowo-liściastego zapachu, którą zna każdy. Bo tylko tutaj pachnie ona właśnie tak. W wielu miejscach czułam przyjemny zapach ziemi po deszczu. Ale nie, to nie to. Takie rzeczy tylko u nas. I te rzeczy dzisiaj miały miejsce. Cudownie.
Zapach przedszkola. Tego najbardziej nie umiem dookreślić, on pojawia się najrzadziej. Dzisiaj wróciłabym nawet do tej wątróbki upychanej pod ziemniakami i zupy mlecznej z kożuchem. Byle dalej wstecz.
Zapach domu Babci, który zawsze przenosi mnie do czasu, kiedy nie było "muszę", "nie mam czasu" i "mam dosyć". Zawsze, kiedy wchodzę do tego domu, wracam do czasu, kiedy najlepszymi wakacjami były te na wsi, z psami, kotem, zrywaniem malin i świeżego zielonego groszku. (a może dalej takie są najlepsze?)
Zapach jednego chłopaka, właściwie teraz już mężczyzny, który czasami, nieczęsto, atakuje mnie znienacka na ulicy, powodując ucisk w żołądku i zamęt w głowie. I szybsze bicie.

Dziwnie się czuję. Czas się poszukać.