Czas marchwi jakby za mną. Sieję nową, czekam na nać, choćby mały listek zielony.
Ciężko i lekko, dobrze i źle.
Autonomia coraz bardziej świadoma, potrzeba życia własnym życiem czasem przytłacza łzawymi nocami, a czasem ustępuje przed obawą o stracenie ,,rodzinnego" stada.
Boję się, że to jednak moje wady. Ale- nie chcę zmieniać, chcę poszanowania. Egoistyczne zachcianki przesiąknięte przekonaniem, że to jednak dla mnie dobre.
Gorzej, jeśli wcale nie. hm.
Niesmak po bliższym poznaniu ,,środowiska", z jednej strony niechęć do bliższych kontaktów, z drugiej strony altruistyczne zapędy ku uzdrowieniu relacji. Nierealne, jak przypuszczam. Stąd dystans w kilku znajomościach, stąd zaufanie w innych. Podział bardzo zaskakujący, odwrotny, niż podpowiadało pierwsze wrażenie.
I tylko wciąż dziwi, jak niektóre słowa rzucane mimochodem mocno zapadają w pamięć i bolą, i bolą, i bolą....
,,jakby powiało zdrowo
to bym jeszcze raz pofrunął"
Może to po prostu brakuje już powietrza. Może trzeba Odnowy.
Odnowy, Rozmowy..
Pofrunę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz